Pięć sposobów na zachowanie balansu i odzyskanie energii

 

Dobry szef to energiczny szef

Energiczny nie zawsze oznacza ruchliwy. Energiczny dla mnie to taki, który dysponuje siłą do działania, zaraża pasją, entuzjazmem, wzbudza motywację i chęć do pracy w swoich współpracownikach. Bycie dobrym szefem to spory wydatek energetyczny. Doskonale zdajemy sobie sprawę jak trudno czasami zadbać o własną motywację i dobre samopoczucie. A tu jeszcze moja energia potrzebna jest do wzbudzenia, a czasem budzenia innych.

Czas dla siebie

Dziś, po Wielkanocnym obiedzie, wybrałam się na spacer. A  że moim domownikom nie było po drodze, poszedłem sam. Ciepły, dość silny wiatr, budząca się wiosna, rozkwitające przylaszczki, zawilce, pierwiosnki, pojawiające się listki na drzewach. Tak, to koniec marca, a pogoda prawie letnia. Moja trasa nie była zaplanowana. Skierowałem się w znane mi z treningów biegowych okoliczne lasy. I nagle z asfaltowej drogi skręciłem w tę leśną, trochę rozjeżdżoną, trochę podmokłą i trochę zasypaną ubiegłorocznymi liśćmi. U szczytu niewielkiego wzniesienia na pograniczu trzech gmin rozpoczyna swoje życie niewielki potok, który po kilku kilometrach,  kończy swój bieg wpadając do Wisły. Choć potok Półwiejśki (Grabiesiak) od dziecka był obecny w mojej świadomości, tak samo jak Las Burzyńskiego, to do tej pory nie dotarłem do jego źródeł. I dziś, ni stąd ni zowąd, bez zamiaru, bez planu, bez założeń coś wciągnęło mnie w las. W las, po którym w dzieciństwie chodziłem wydeptanymi ścieżkami, z których jedna prowadziła wprost spod domu moich dziadków. Dziś na próżno ich szukać. Nikt już nie chodzi po lesie.

Powrót do natury

I tak właśnie wlazłem w las, w którym po jakimś czasie skończyła się leśna droga. Ruszyłem w dziki i piękny w to niedzielne popołudnie las, poprzecinany mnóstwem pagórków i parowów. A co jakiś czas spośród suchych liści sączyły się stróżki wąskich nitek wody wypływającej jakby spod ziemi. Przecinając leśne zarośla zastanawiałem się, która z tych nitek jest tą właściwą, dającą początek Potokowi. Po drodze mijałem wiele ścieżek wydeptanych przez sarny i inne leśne zwierzęta. Wspinałem się na pagórki by po chwili z nich zbiegać i przeskakiwać kolejny strumyczek. Niektóre rozlewały się w zagłębionym terenie, inne ten teren rzeźbiły i wcinały się w głąb nanosów lessowych. Pod nogami słychać było trzask suchych gałęzi i chrzęst usłych liści. Tylko ja i las. Ze swoim majestatem i siłą, spokojem, powagą, energią i mocą. Tak to wspaniałe źródło energii. Nie trzeba się przytulać do drzew, ale można. Wystarczy je zauważyć. I chłonąć. Być obecnym.

Jak dziecko

Przeskakując przez zagłębienia i wspinając się na pagórki Lasu Burzyńskiego, w poszukiwaniu źródła Potoku Półwiejskiego, poczułem się jak chłopiec. Moje wspomnienia powróciły w lata beztroskich spacerów po lesie, wspinaczek na drzewa i budowania szałasów z gałęzi. Zbiegałem z radością, slizgając się na liściach pod moimi stopami i zahaczając o pnącza powoli budzące się do życia, przy okazji zdzierając skórę z kostek. To byłem ja. Jak z dzieciństwa. Radosny, biegający po lesie, zdzierając skórę z nóg i rąk,  cieszący się roślinami, z ciekawością szukający odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie: Gdzie to źródło.

Ciekawostki i niespodzianki

Zanim udało mi się wytypować właściwy ciek i podążanie nim w górę jego biegu, zaciekawił mnie równo uformowany w swoim przebiegu parów. Nie był nieregularny jak inne, a równo uformowany, z brzegami o podobnej wysokości, ciągnący się w linii kilkuset metrów. Pamiętam opowieści mojej babci o linii frontu II wojny światowej przebiegającym w lesie. I jak się wydaje to właśnie pozostałości okopów z tego czasu. W niektórych miejscach dość sprytnie usytuowanych na stromo opadającym grzbiecie wzniesienia, dodatkowo utrudniającym jego zdobycie.

Radość z osiągnięcia celu

Trud został nagrodzony. W gąszczu cienkich strużek wijących się pomiędzy niezliczonymi wzgórkami, porośniętymi potężnymi bukami, grabami, jesionami, ale też młodnikami jodeł i świerków, skrzętnie ogrodzonych przed dostępem zwierząt i ludzi, docierałem do kolejnych rozwidleń. Aż w końcu pojawił się dość wartki strumyk płynący pomiędzy stromymi, dość wysokimi brzegami. “To jest to” pomyślałem i ruszyłem, tym razem w górę. To było spore wyzwanie. Strome lessowe zbocza, gęsto porastające młodą buczyną, miejscami mocno nasączone wodą, wymagały nie lada zwinności w przedzieraniu się przez zarośla i przeskakiwaniu przez dołączające to z lewej, to z prawej strony stróżki. Te z lewej często okazywały się ciekami drenaży melioracyjnych, te z prawej naturalnymi leśnymi sączkami zasilającymi potok. Po drodze musiałem też obejść ogrodzony młodnik, by po drugiej stronie ogrodzenia kontynuować marsz do źródła. Okazało się być tuż, tuż. Nieopodal szczytu wzniesienia i miejsca, w którym rozpocząłem wędrówkę po leśnych ostępach. I choć było tak blisko. I choć wystarczyło wybrać lewą zamiast prawej drogi. To cały wysiłek, pomimo, że wymagał wydatku energetycznego, naładował mnie jeszcze większymi jej zasobami.

Co daje energię i pozwala zachować równowagę?

Dzielę się tą refleksją, bo pokazała mi, że jest kilka źródeł zasilania człowieka w energię. I źródła te są niezmienne od wieków. A mamy je w sobie i sami możemy z nich skorzystać.
Pierwsze to natura. Jesteśmy jej częścią. Bycie w naturze. Kontakt z nią, tą prawdziwą, tą niezmąconą, bez chodników i asfaltu. Przebywanie w naturze daje moc. Odpręża i relaksuje.

Dwa. Ruch. Ludzkie ciało stworzone jest do ruchu. Siedzący tryb życia nie uruchamia drzemiących w nas pokładów energii. Energia to ruch. Zastygając w bezruchu unieruchamiamy naszą energię.

Trzeci sposób, to dawanie sobie dziecięcej radości. A może pozwalanie sobie na nią. Będąc w ciągłym spięciu, kontrolując każdy swój gest, usztywniając się na myśl “co inni powiedzą”, wydatkujemy olbrzymie pokłady energii. Bezproduktywnie, niezdrowo i destrukcyjnie.

Bycie ciekawym, otwartym, poszukującym, to kolejny ładunek energii. Trochę łączy się z dbaniem o swój dziecięcy kawałek. Bo o taką trochę dziecięcą ciekawość tu chodzi.

Endorfiny uwalniają się kiedy udaje nam się zdobyć zaplanowany, niezaplanowany, mały, duży, ważny, trywialny, ale nasz cel. Wiem bo wreszcie znalazłem źródło. Realizowanie zamierzeń, a szczególnie dostrzeganie sprawczości i docenianie siebie za każdy, nawet najdrobniejszy sukces dodaje energii do dalszego działania.

Jeśli masz ochotę załapać balans i zbudować swoje źródło energii to zapraszam. Pomogę Ci.

 
 
Picture of Wojciech Rajmund Brania

Wojciech Rajmund Brania

Nazywam się Wojciech Rajmund Brania i chętnie zostanę twoim coachem. Jestem trenerem umiejętności psychologicznych. Obecnie prowadzę warsztaty i szkolenia pokazujące jak komunikować się lepiej, być bardziej asertywnym, umiejętnie stawiać i dbać o swoje granice psychologiczne oraz jak skutecznie radzić sobie ze stresem.